Co mówi instynkt samozachowawczy, kiedy stoi przed tobą zwierzę ważące 700kg? Jaka jest twoja pierwsza myśl, kiedy zdajesz sobie sprawę, że sam jego łeb jest większy niż twój tułów?
Najtrudniej jest zacząć. Wypływając na głębokie i nieznane wody, dobrze jest mieć bufor zdrowego rozsądku i nie ufać sobie przesadnie. Mieć jakiś hamulec i kwestionować swoje umiejętności (których się nie ma, zacznijmy od tego). Podejść rozważnie. Słuchać, co się do nas mówi. Nie wykonywać gwałtownych ruchów. Zachowywać się odpowiednio. Analizować sytuację. Nie wpadać w panikę. Nie uciekać z krzykiem. I nie iść hurra-optymistycznie jakby śmierci nie było :p
"Bzdura! Świat należy do ciebie i zależy tylko od ciebie!", zakrzykną w tym miejscu kołcze i szamani osobowości.
Ale, hej! Oni zarabiają na życie tym, żeby wmawiać innym, że mogą wszystko i należy wyjść ze swojej strefy komfortu.
No dobrze więc...
Kiedy stoisz przed zwierzęciem ważącym 700kg i łypiącym na ciebie okiem z poziomą źrenicą (okiem zawieszonym jakieś pół metra nad twoją twarzą, dodajmy), zaczynasz się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej po prostu zostać w domu.
Nie, ten kołczing to nie dla mnie.
Proszę wrócić mnie do mojej komfortowej jaskini, proszę posadzić mnie na rowerze, albo w fotelu przed photoshopem, albo w ogóle w fotelu. Takim z naszykowaną książką i kubkiem herbaty. Ja tam sobie posiedzę, poczytam, nikomu nie będę przeszkadzać. Po prostu mnie wypuśćcie.
Ale nie ma tak lekko. Powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Cofnąć można się było czterdzieści kilometrów temu. A teraz jesteś ty, a przed tobą zwierzę o wzroście 184cm w kłębie i bystrym oczysku odpowiednio wyżej. "To jest Bryś!", mówią do ciebie radosnym tonem, jakby wręczali ci małego, puchatego koteczka, takiego który jeszcze nie wie, że ząbki i pazurki służą do mordowania innych zwierzątek. Takie miziu-miziu.
A to wcale nie jest miziu-miziu. To Bryś.
"Dzień dobry, Brysiu", odpowiadasz. A po chwili dodajesz ciszej "proszę, nie zjedz mnie".
Najtrudniej jest zacząć.
Wstać o 6:00, żeby przed pracą pójść na siłownię. Przygotować kolację, do której nie będzie trzeba dodawać chleba. Pójść do fryzjera, żeby drastycznie zmienił ci fryzurę. Zgromadzić ingrediencje potrzebne do przeprowadzenia wielotygodniowego detoksu organizmu. Wyjść w piątek wieczorem na miasto, kiedy jedyne, na co masz ochotę, to wrócić do domu i po prostu nie robić nic.
I wsiąść na konia po raz pierwszy w życiu. Świadomie.
I wiedzieć, za co się trzymać!
Najtrudniej jest zacząć, kiedy jesteśmy sami.
Sytuacja zmienia się o 180 stopni, kiedy jest ktoś, kto kopnie nas w tyłek, albo na tego konia wielkiego i strasznego podsadzi. Kiedy masz kogoś, komu możesz zadawać głupie pytania. Kogoś, kto ci wyjaśni, że nie ma głupich pytań. Kogoś, przy kim nie musisz się wstydzić, że nigdy w szkole podstawowej nie udało ci się przeskoczyć przez tego cholernego, twardego jak beton, kozła.
A co jak spadnę?
Nie spadniesz.
Czuję, że się zsuwam.
Nie zsuwasz się.
I nie zlecę z niego?
Nie.
To po co mi kask?
BHP.
Ale nie puścisz tego sznurka?
Nie puszczę.
Dobra. To co mam robić?
Anglezuj.
Co...?
I jazda!
I tak przywitała nas Szkoła Jazdy Konnej Hoofland.
Końmi, które nas nie zjadły <3
Ludźmi, którzy nam pomogli <3
Instruktorami, którzy po dziesięć razy tłumaczyli, co mamy zrobić, nie dając nam odczuć, że jesteśmy kompletnymi ofiarami losu i powinniśmy jeździć co najwyżej na trójkołowym rowerku <3
I była z nami Muka. Pies, który obrał sobie za cel wykorzystać Tomasza jako samobieżną wyrzutnię patyków. Bo kiedy okazuje się, że sterowanie koniem na żywo jest ciut inne, niż sterowanie Płotką Wiedźmina Gerarda, to zawsze zostają zwierzęta od ciebie mniejsze i w obsłudze o wiele prostsze <3
Tomasz, rzuć patyk.
I tak przez trzy godziny.
Tomasz był zadowolony.
Muka też.
A więc jednak można!
I od tego czasu zaczęliśmy wpadać regularnie <3
I polecamy wszystkim tchórzom i niedowiarkom ogromnego Brysia, jego końskich kolegów i koleżanki, Hooflandzkich instruktorów oraz Mukę, jeśli ćwiczycie bicepsy i nie zmęczycie się po 10 minutach :D
No i siebie polecam szczególnie.
Chodźcie na zdjęcia w siodle!